Prawda czy wyzwanie
Minęło ponad pół roku od zakończenia wojny. Od września
znów chodzimy do szkoły, odbudowanej podczas wakacji. Szokiem jest dla
wszystkich, ilu Ślizgonów wróciło do Hogwartu. O Snape’ie można mówić dużo
złych rzeczy, ale na pewno nie to, że nie dba o swoich podopiecznych. Kogo
tylko mógł, wyciągał z bagna Śmierciożerców. Uratował mnie, Malfoya, Zabiniego,
Higgsa, Puceya, Parkinson, Greengrass. Teraz jestem nawet prefektem naczelnym,
z jednej strony mnie to zdziwiło, przecież jestem Ślizgonem, nas zawsze kojarzy
się z Vodemortem, ale jednak moja rodzina nigdy nie należała do grona
Śmierciożerców.
Drugim prefektem naczelnym jest oczywiście Granger.
Ogólnie, nie żyje nam się źle. Mimo wspólnego apartamentu ona siedzi tylko w
swojej sypialni, więc salon mam zazwyczaj tylko do swojej dyspozycji, co inni
Ślizgoni zawsze wykorzystują dla imprez. Jej o dziwo to nie przeszkadza, nigdy
się nie skarżyła. To znaczy, zawsze muszę posprzątać, ale ona nigdy sama mi o
tym nie musiała przypominać.
Wracając do mieszkania, salon jest ogromny, co najmniej
taki jak w lochach. Barwy ma dość neutralne, jest to połączenie jasnej zieleni
z ciepłym brązem i neutralnym beżem. Jedna ściana to ogromne okno z widokiem na
jezioro, kolejna to drzwi do sypialni Granger i sporej wielkości regał na
książki. Naprzeciw tej ściany jest spory kominek i drzwi do mojego dormitorium.
Właśnie, moje dormitorium to po prostu raj. Jak każdy Ślizgon lubię zieleń i ta
w moim pokoju jest idealnie soczysta jak świeża trawa. Dodając do tego ciemne
drewno i czarne dodatki, efekt jest genialny. Dużą część pokoju zajmuje łóżko,
choć muszę przyznać, że pierwsze co zrobiłem, to pozbyłem się baldachimu. Nigdy
ich nie lubiłem, a gdy mieszkam sam, to nie muszę się krępować. Po za tym
wystrój jest dość minimalistyczny. Komoda na ubrania i bardzo wąska szafa na
szaty, masywne i dość spore biurko, kilka półek na książki i kolejne drzwi. Tym
razem do łazienki. Możecie powiedzieć, że przejmuję się jak baba, ale gdybyście
mieli taką łazienkę, też moglibyście spędzać tam godziny. Wanna wpuszczona w
podłogę, około setki różnych płynów i rodzajów piany, jacuzzi, sauna, prysznic,
no i oczywiście hydromasaż, nawet typowa łazienka prefektów nie jest tak
idealna. Po za tym wszystkim jest też oczywiście umywalka, toaleta i kilka
szafek na kosmetyki i ręczniki.
Skoro już się nagadałem, to wróćmy do dość ważnego punktu
ostatniej weekendowej imprezy. Zabini wpadł lekko spóźniony, ale wyraźnie
ucieszony. Wyłączył muzykę, stanął na krześle, mimo że jest jednym z wyższych
chłopaków, tylko ja i Malfoy go przerastamy.
- Ej ludzie, nie uwierzycie, o czym usłyszałem. To
mugolska gra, ale brzmi genialnie. Prawda czy wyzwanie! Butelką losujesz, komu
zadajesz to pytanie i później ta osoba musi albo szczerze odpowiedzieć, albo
zrobić to, co mu karzesz! No i można odmówić tylko raz pytania i raz zadania.
Co nie, że genialne?!
Wbrew temu, co myślicie, po wojnie wszystko co mugolskie
stało się automatycznie lubiane na forum czarodziejskiego światka, również
wśród Ślizgonów. Zwłaszcza dziewczyny były zachwycone pomysłem Blaise’a, wiec
sam się nie wyłamywałem i razem z resztą usiadłem w kółku na podłodze. Nie
bylibyśmy prawdziwymi wychowankami Slytherinu, jeśli nie wykorzystalibyśmy tej
sytuacji.
Ode mnie usłyszeli, że już całowałem się z chłopakiem, w
ramach eksperymentu, który średnio mi się podobał, że ściągałem na sprawdzianie
u Hagrida, no i musiałem zrobić dwadzieścia pompek w samych bokserkach, żeby
spełnić wyzwanie od Pansy, jednak odmówiłem na wyzwanie Puceya, by zademonstrować
na nim gejowski pocałunek. A co do Parkinson, od niej usłyszeliśmy, że w wieku
szesnastu lat dopiero się całowała, że zawsze zazdrościła McGonagall jej
animagii, no i zobaczyliśmy seksowny taniec na kolanach Malfoya. On znów
wyśpiewał, że od trzech lat podoba mu się mała Weasley, że to jednak prawda, że
Snape jest jego ojcem chrzestnym, jednak odmówił przy pytaniu z kim stracił
cnotliwość. Pucey nigdy nie ukrywał tego, że jest gejem, co więcej na każde pytanie
związane z tym tematem, odpowiadał ucieszony, tak więc wiemy z kim się pierwszy
raz całował, z kim uprawiał swój pierwszy seks, no i kto mu się teraz podoba,
ale mimo wszystko nie chciałem wiedzieć, że to on zawsze jest na górze, bo ma
małego. Higgs starał się być na uboczu, jednak wyznał, że od dawna podoba mu
się Dafne, więc ta teraz siedzi przeszczęśliwa na jego kolanach i nie do końca
wiadomo, kiedy kto wypada. Jednak od niej wiemy, że mimo swojej pozy uwielbia
swoją siostrę i że uważa Pansy za bardzo zapatrzoną w siebie. No i ciężko
zapomnieć o jej wyzwaniu, które dał jej Higgs, nigdy nie widziałem, żeby para
całowała się tak długo. Zabini też oczywiście miał swoje za uszami, jednak nikt
nie zgadłby, że podoba mu się Luna Lovegood! Po za tym chłopak ma kompleksy na
punkcie wzrostu, mimo że ma go sto osiemdziesiąt siedem centymetrów, a jako
wyzwanie musiał wejść do wody w ubraniach, a później przytulić wszystkich po za
Higgsem, który wymyślił to konkretne wyzwanie.
Po tym wszystkim znów doszło do mnie. Tym razem mój
najlepszy kumpel, i najgorsza żmija zarazem, z uśmiechem aniołka spytał się:
- Prawda czy wyzwanie, Teo?
- Tylko nie przegnij… Wyzwanie.
- Och proszę cię… Masz zdobyć Granger.
- W jakim sensie?
- Masz zacząć się z nią spotykać i ją rozkochać w sobie –
przy ostatnich słowach teatralnie wywrócił oczami, a co ja mogłem… Tak w sumie
nie ma co się oszukiwać, byłem prawie pewny, że w końcu usłyszę to wyzwanie.
Wszyscy, którzy choć trochę mnie znali wiedzieli, że to moja współlokatorka
jest wybranką mojego serca. Na żadną inną nie reagowałem jak na nią. Ale czemu
się dziwić, mądra, inteligentna, zdolna, bohaterka, a do tego te duże
czekoladowe oczy, czerwone usta, no i szopa na głowie, która w ogóle mi nie
przeszkadza, bo przecież tylko dodaje jej uroku.
Od tamtej imprezy minęły cztery dni, a ja nie jestem
nawet o cal bliżej wykonania zadania z imprezy. Co prawda wiedziałem, że to nie
tylko wykonanie wyzwania, naprawdę chcę z nią być. Właśnie wchodziłem do
naszego dormitorium przez posąg Prawego Rycerza, naszym hasłem było wiśniowy dżem. Ona to zaproponowała, a
ja nie mogłem jej odmówić, przecież wiem, że to z nim, prawie codziennie rano,
zjada tosty. Jednak gdy przejście się otworzyło moje oczy rozszerzyły się ze
zdziwienia. Muzyka prawie mnie ogłuszała, mimo że drzwi do jej dormitorium były
zamknięte. Słyszałem wyraźnie jak leciało I'm
an albatraoz. Tak więc mocno zdziwiony, podszedłem do jej drzwi i
zastukałem w nie. Po pierwsze zdziwiony, że tak głośno jest muzyka, a po drugie
mając nadzieję, że uda mi się nawiązać dłuższy dialog, też lubię tego typu
muzykę. Do tej pory nasze stosunki były poprawne. Nigdy nie nazwałem jej
szlamą, ani nie naśmiewałem się z niej, no przynajmniej nie przy niej i było to
tylko między pierwszą połową czwartego roku a tą połową przed balem. Teraz nie
raz udało mi się ją zachęcić do wspólnego odrabiania lekcji i co rano się
witaliśmy z uśmiechem. Typowa relacja dwójki dalekich znajomych… a ja chcę o
wiele więcej! Gdy widzę, jak śmieje się z Potterem, Weasleyami, Lovegood, czy
kimkolwiek innym, po prostu im zazdroszczę. Do mnie się uśmiecha, ale nigdy tak
szczerze się nie śmieje. A nie - raz przy odrabianiu lekcji zażartowałem,
porównując buchorożca do jednorożca, śmiała się tak słodko i zaraźliwie, że
oboje nie umieliśmy się uspokoić przez dobre dziesięć minut. Teraz jednak ona
mi nie otwierała, a piosenka się zmieniła na My love, niezniechęcony, stukałem jeszcze raz. Gdy leciała już trzecia
piosenka uświadomiłem sobie, że albo jestem tak żałosny, że nie chce mi
otwierać, albo mnie nie słyszy, albo coś jej się stało i trzeba ją ratować.
Jako przykładny rycerz z bajki obstawiłem ostatnią opcję i wparowałem do jej
dormitorium i po dwóch krokach stanąłem jak wryty. Jak mówiłem wcześniej, salon
i moje dormitorium są najlepsze na świecie. No może trochę podkoloryzowałem, bo
dormitorium Hermiony to było całe mieszkanie! Zaczynając od przedpokoju, w
którym stałem, na wprost widziałem jej otwartą sypialnię, w której panował
lekki bałagan. Opanowany ciekawością, w drzwiach najbliżej mnie był salon z
jakimś dziwnym grającym pudłem, z którego leciała muzyka, po za nim była tu
wygodna skórzana sofa i fotel, szklany stolik i kominek, no i coś na kształt
biblioteczki z samymi mugolskimi pozycjami. Naprzeciwko była łazienka, a tuż
obok niej pomieszczenie, gdzie zobaczyłem ją… Nosiła szorty, mimo zimy w
dormitoriach było naprawdę cieplutko, i koszulkę wyglądającą na męskie XXL. Jej
nieopanowane włosy okręcały się razem z nią w rytm muzyki, gdy znosiła na blat
jajka, cebulkę, deskę do krojenia i masełko. W momencie, gdy ona to wszystko
postawiła, obróciła się w moją stronę i jej twarz wykrzywiał szok.
- Co ty tu robisz?! Szpiegujesz mnie czy co?!
- Nie, Hermiono, po prostu głośno grała muzyka, jak
nigdy, no i nie odpowiadałaś na pukanie, więc się zaniepokoiłem, dopiero co
wszedłem, przysięgam…
Hermiona sięgnęła po jakieś prostokątne urządzenie,
przeszła do saloniku i ściszyła muzykę.
- Przepraszam, musiałam zapomnieć o rzuceniu Silencio, a byłam pewna, że jak zwykle
nic nie słychać, no i przez muzykę cię nie słyszałam. Niepotrzebnie na ciebie
naskoczyłam.
- Nic się nie stało, spokojnie, choć w sumie mogłabyś mi
to wynagrodzić dostępem do kuchni. Ja swojej nie mam.
- Myślisz, że ja swoją miałam? Miałam sypialnie i
łazienkę, jednak wystarczy zaklęcie zmniejszająco zwiększające i kilka
budowlanych i bez problemu masz to. No i jeszcze trochę transmutacji, żeby mieć
wszelkie odpowiednie sprzęty, choć zgaduję, że ty mógłbyś je po prostu kupić.
- Co za różnica kupne, czy transmutowane…
- Ty akurat powinieneś wiedzieć, że transmutowane sprzęty
kuchenne zawsze działają inaczej. Wszystkie przepisy muszę przekształcać pod
względem czasu w piecu, garnku, czy na patelni.
Po raz pierwszy gadaliśmy tak naprawdę. To był super
wieczór, a Hermiona nawet zrobiła więcej jajecznicy, żeby dla mnie też coś
było. Po około pół godziny znalazł się jej kot, a ona pozwoliła mi dać mu
mleka, żeby go przekupić. Trochę zdziwiłem się, że gotuje jakby była mugolką,
jednak ona stwierdziła, że to ją odpręża, więc na pewno nie będę jej tego
odbierał.
W taki sposób mijały nam kolejne dni. Teraz drzwi do jej
pokojów były zawsze dla mnie otwarte, zresztą tak jak moje dla niej.
Zdecydowałem się na urządzenie swojej własnej kuchni, choć i tak najczęściej
korzystaliśmy tylko z jednej na raz. Wieczorami, gdy były imprezy, ona się nie
pokazywała, ale mimo to wiedziałem, jeśli ktoś zalegnie w moim pokoju, kanapa w
jej salonie na mnie czeka. Już nie rzucała Silencio
na swoje kwatery. Myślę, że zaczęła widzieć we mnie kogoś więcej niż dalekiego
znajomego. Może nawet bliskiego kolegę.
Hermiona zniknęła gdzieś z dziewczyną Draco. Tak, tak, on
jest tysiąc razy lepszy w tych sprawach ode mnie. Tak więc Granger siedziała z
Weasleyówną na dziedzińcu, a my w moim salonie. Gdy już omówiliśmy Quidditch, w
końcu obaj jesteśmy w drużynie, najbliższą imprezę i to, że Pucey ponoć znalazł
sobie chłopaka, w końcu temat zszedł na Hermionę.
- No więc… - Draco swoją elokwencją po prostu powalał.
- Nie wiem, o co ci chodzi.
- O kogo, jak już.
O Hermionę. Byliście na chociażby jednej randce?
- A gotowanie i później zjedzenie tego podczas oglądania
jakiś głupich kolacji to randka?
- Człowieku, ty ledwo jej kumplem jesteś, a już połowa
maja. Nie masz co marnować czasu, zwłaszcza że ona już powoli zakopuje się w
książkach przed OWTMami.
- A ja zakopuję się z nią w ramach wspólnego spędzania czasu…
- Chłopie, jesteś tak głęboko we friendzone, że zaraz ona
będzie cię pytać, co ubrać na randkę z innym!
- No już nie przesadzaj. Większość czasu spędzamy razem.
- Tu już nawet nie chodzi o to wyzwanie,
Teo po prostu masz być szczęśliwy. A widzisz, że ona dobrze czuje się w twojej
obecności. Wiem! Weź ją na najbliższą imprezę, a ja postaram się, żeby była gra
w prawdę czy wyzwanie i będzie musiała cię pocałować!
- Nie!
- Czemu?
- To by było niesprawiedliwe.
- No to może moja wiewióreczka mogłaby jej przemówić do
rozumku?
- Sam sobie poradzę.
- Jasne…
Mimo, że rozmowa teoretycznie nic nie zmieniła, to we
mnie zmieniła sporo. Zrozumiałem, że mam półtora miesiąca, inaczej ją stracę.
Pewnie będzie mnie wspominać z uśmiechem, jako tego miłego Ślizgona, ale jednak
wtedy będzie siedzieć z jakimś innym facetem i opowiadać mu o swojej szkole. Stwierdziłem,
że do dupy z tą nieśmiałością.
Od rozmowy z Draco minął ponad tydzień, a ja nic nie
zmieniłem… Nie wiem co robię w Slytherinie. Nie nadaję się do tego domu. Nie
ma. Dziś stawiam wszystko na jedną kartę. Draco specjalnie dla mnie skrócił
trening. Jak wszedłem do salonu zobaczyłem rudą z Mioną i wiedziałem, że się
nie uda. Dziewczyny zaproponowały, że pójdą do Gryfonki, a mi zostawią salon,
jednak wolałem schować się w swoim dormitorium i opłakiwać swoją męskość. Nie
no, aż tak miękki nie jestem. W każdym razie zniknąłem u siebie i popijając
ognistą, zrobiłem słone tosty, bo to było wszystko, na co było mnie stać i
pisałem esej na zielarstwo. Już tak przyzwyczaiłem się do obecności, że nawet
chciałem o coś spytać, no i z automatu włączyłem jej ulubiony album The Lumineers. W tym momencie sobie
uświadomiłem, że albo zaczynam działać i robić coś w kierunku naszego związku,
albo muszę się odciąć całkowicie, najlepiej wrócić do zwykłego dormitorium,
unikać jej na lekcjach i przerwach, po zajęciach nigdy nie chodzić tam gdzie
ona. Z takimi rozważaniami skończyłem swój esej, jednak gdy go przeczytałem,
zdecydowałem, że muszę go przepisać i wykreślić z treści słowa takie jak
„wyprowadzić się”, „tchórz”, „Hermiona” czy „gotowanie”. Bądź co bądź, to od
gotowania się zaczęło i to nasze ulubione zajęcie.
Czy już wspominałem, jak bardzo żałosny jestem? No to
muszę powiedzieć, że jest ze mną coraz gorzej. Gdy w końcu się odważyłem i pod
czas jednego ze wspólnych wieczorów, które spędzaliśmy na nauce, jak kretyn
wypaliłem:
- Będziesz moją dziewczyną?
- Nie kojarzę tego zagad… Możesz powtórzyć?
- Ymm, no bo… Może byś chciała… Ale jak nie to wiesz… Będzieszmojąpójdzienarandkęznaczyzemną?
- Teo, chcesz mnie zaprosić na randkę?
- Yhym.
- Ale wiesz… Za trzy tygodnie OWTMy, wiesz, że mam
zaplanowany każdy dzień na naukę…
- Proszę cię, zbieram się na to od kilku miesięcy… Tak w
sumie, to od kilku lat.
- Po OWTMach…
Zapadła między nami niezręczna cisza, a ja chciałem uciec
z jej dormitorium, nie zwracając uwagi na kurczaka, którego jedliśmy, ani na
książki, które były na każdej płaskiej powierzchni, nawet na moich kolanach.
Zaczęło się dopiero rozluźniać, gdy ona mnie poprosiła o książkę, a ja ją o
podanie pergaminu. Wróciliśmy wtedy do naszej prywatnej rutyny. Nie powiem, że
to był najlepszy dzień w moim życiu. W sumie zaliczyłbym go do jednego z
najgorszych. Gdy w nocy nie mogłem spać, zadręczając się swoim występem,
poszedłem do łazienki. Woda zawsze mnie odprężała, jednak tej nocy, siedząc w
jacuzzi, myślałem tylko o tym, czy jeśli bym się utopił, to czy by się
przejęła. Doszedłem do wniosku, że tak, bo w końcu mnie choć trochę polubiła.
No i powiedziała, że po OWTMach. To moja ostatnia nadzieja.
To dzisiaj. Dzisiaj był ostatni dzień OWTMów. I ja i
Miona pisaliśmy na koniec zaawansowane eliksiry. Poprosiłem ją, żeby nie
przychodziła do naszego apartamentu przed dziewiętnastą. Wcześniej zadbałem,
żeby ruda wzięła dla niej ubrania i tego typu rzeczy do siebie. Sam
postanowiłem dać popis życia. Chciałem zrobić wszystko idealnie, żeby nie było
takiej porażki, jak miesiąc temu. Postanowiłem przyrządzić pełną kolację. Na
przystawki zaplanowałem grillowanego bakłażana, później podać krem z dyni, na
drugie danie faszerowane papryki, a na deser mój popis, który już zdążył podbić
jej żołądek, a teraz pora na serce, czyli mus czekoladowy z kaszy jaglanej z
dodatkiem truskawek. Jak widać roboty było dość, więc robiłem wszystko po kolei
i tylko rzucałem odpowiednie zaklęcia do podtrzymania idealnej temperatury. Do
wiaderka z lodem już włożyłem szampana, który będzie przy deserze, a wino do
kolacji chłodziłem po prostu zaklęciem. Po kilku godzinach w kuchni i ostatnich
piętnastu minutach, które mi zostały przed lustrem, byłem gotowy. Trochę
nieuczesany, bo już nie zdążyłem, więc tylko poczochrałem się bardziej, w
białek koszuli, czarnych grubych spodniach i krawacie w tym samym kolorze.
Muszę nieskromnie przyznać, że zapowiada się dobrze.
Wtedy usłyszałem, że wchodzi, nim ja się pokazałem,
zorientowałem się, że zaparło jej dech, widząc nasz salon przyozdobiony
odrobiną płatków róży i dużą ilością małych świec, które dawały przyjemne
ciepłe światło. Ona sama wyglądała zniewalająco, delikatny makijaż uwydatnił
jej urodę, włosy udało jej się spiąć w obszernego koka, a czarno złota sukienka
wyglądała na niej ślicznie. W tle było słychać Ed Sheerana w albumie X. Ona uśmiechnęła się promiennie, a ja
podszedłem i, po raz pierwszy w życiu, objąłem jej usta pocałunkiem. Smakowała
słodko, jednak to było tylko krótkie złączenie ust. Gdy zauważyłem jej
rumieniec, uśmiechnąłem się szerzej i zaproponowałem ramię.
- Wyglądasz pięknie.
- Ty też wyglądasz świetnie. Dobrze ci w czarnym – powiedziała
nieśmiało.
- Ty wyglądasz świetnie we wszystkim. – W takich
uprzejmościach minęły nam te dwie minuty drogi, gdyby nie jej obcasy zajęłoby
to nam znacznie krócej. Jednak dzisiaj nigdzie się nie śpieszyliśmy. Gdy już
usiadła, ja nalałem wina i przeprosiłem na chwilę, by podać przystawki. Wieczór
mijał idealnie. Oczywiście od tygodnia zadręczałem się, czy nie wyjdzie
sztywno, jednak nasza przyjaźń zdecydowanie nam pomogła. Rozmawialiśmy jak
zwykle, wszystkie tematy były dobre, tak samo jak jedzenie, mimo że tym razem
nie przygotowaliśmy go razem. Nawet ścierpiała z uśmiechem temat Quidditcha,
śmiejąc się, że jedzenie wynagradza jej rozmowę o sporcie. Z deserem
przenieśliśmy się nad kanapę, skąd było widać widok jeziora i zakazanego lasu.
Lekko obejmowałem ją ramieniem i świetnie bawiliśmy się, gdy karmiłem ją musem.
Ona mnie też chciała nakarmić, jednak „przypadkiem” większość lądowała na mojej
twarzy, zamiast w ustach.
- Hermiona, a co byś powiedziała na krótki lot na miotle?
- Wiesz…
- Możesz być spokojna, że nic ci się nie stanie.
- No, ale…
- Mała, chyba się nie boisz.
- Gryfoni niczego się nie boją!
- Czyli polatamy – stwierdziłem uszczęśliwiony, a jej
mina zrzedła. Jednak bez szemrania poszła przebrać się w legginsy i cienki
sweterek. Mimo lata noce były chłodne. Pod zaklęciem kameleona wyszliśmy ze
szkoły. Na dworze było ciemno, dochodziła prawie północ, a na niebie iskrzyły
setki gwiazd i to one dawały jedyne światło. Wsiadłem na miotłę, a Mionę
posadziłem przed siebie.
- Przysuń się bliżej.
- Spokojnie mała, jestem tak blisko, jak tylko się da.
- Na pewno nie spadniemy?
- Wierzysz mi?
- Głupie pytanie.
- Tak samo jak twoje. No już, spokojnie.
Lekko unosiliśmy się jakiś metr nad ziemią. Płynęliśmy w
powietrzu skrajem zakazanego lasu, między drzewami. Powoli wzniosłem się na
około dwa metry, ona na początku nie zauważyła różnicy.
- Ej, jesteśmy wyżej.
- Spokojnie. Powoli będziemy lecieć coraz to wyżej, ale
nie bój się.
- Jasne nie bój się, ty jesteś przyzwyczajony do
narażania życia.
- Nawet nie zorientowałaś się, że jesteśmy wyżej.
- Teo!
- No już mała. – Jedną ręką ją objąłem i dałem buziaka w
kark.
- Nie rób tak! Zginiemy!
- Hermiono Jane Granger.
- Słucham?
- Miej te minimum wiary w człowieka, nigdy bym cię nie
naraził na niebezpieczeństwo. Nie raz widziałaś mnie na meczach. Praktycznie
nigdy nie mam kontuzji, a przy tobie uważam tysiąc razy bardziej.
- Jak tu pięknie!
- Zgrabna zmiana tematu.
- Ale naprawdę, widok jest ładniejszy niż z okna.
- Wiem, dlatego cię tu wziąłem. Nie raz już latałem nad
Hogwartem nocą.
- Podpłyniemy bliżej jeziora?
I w ten sposób minęły nam kolejne dwie godziny. Hermiona
mówiła, gdzie chce lecieć, a ja pokazywałem jej błonia, las i jezioro z
zupełnie innych perspektyw. W pewnym momencie wziąłem ją na piaszczystą plażę
po drugiej stronie jeziora. Tam na chwilę zsiedliśmy z miotły. Moja skórzana kurtka
posłużyła nam za koc i położyliśmy się na niej. Hermiona, która była o wiele
lepsza z astronomii, pokazywała mi kolejne gwiazdozbiory i planety. Jednak ja po
cichu pasjonowałem się zielarstwem, i tylko Neville mógł ze mną rywalizować,
znalazłem piękną złotą różę słoneczną i wpiąłem ją Hermionie we włosy. Gdy
wróciliśmy do siebie, pokój już był wysprzątany i wtedy naprawdę doceniłem
skrzaty domowe. Zostawiły dla nas czyste kieliszki, a szampana wsadziły do
nowego kubełka, jednak gdy byliśmy już bardzo zmęczeni, po raz pierwszy
namiętnie się pocałowaliśmy. Moje dłonie wędrowały po jej plecach, a ona swoje wplotła
w moje włosy, przyciągając mnie do siebie. Byliśmy zaabsorbowani sobą przez
kilka długich minut, które dla nas były chwilą. Hermiona, lekko zarumieniona,
powiedziała mi dobranoc, a ja obdarzyłem ją najbardziej uroczym, moim zdaniem,
uśmiechem. Wzrokiem odprowadziłem ją do drzwi i sam udałem się do siebie.
*5 lat później*
- Hermiona, uspokój się.
- Jak mam się uspokoić skoro nie wiem gdzie idziemy?!
- No już, zaraz się przecież dowiesz.
- Nie wiem, jak mogę z tobą wytrzymywać już piąty rok!
- Po prostu mnie kochasz. A teraz stój.
Odwiązałem jej przepaskę, która zasłaniała jej wzrok i
zobaczyła swój prezent urodzinowy. Po chwili poczułem ją w swoich ramionach, a
jej usta bez problemu odnalazły moje. To były jej dwudzieste trzecie urodziny i
to właśnie na nie dostała ode mnie księgarnię. W sumie to księgarenkę. Taką
małą, na mugolskiej ulicy, jednak niemal sąsiadującą z Dziurawym Kotłem. Z
przodu była sama mugolska literatura, a z tyłu też dział magiczny, do którego mugole
nie mogli wejść. Wiedziałem, że to właśnie spełnienie jej marzeń, a ja nie mogę
przejść obok nich obojętnie. Moja życiowa misja, to ich spełnianie.
Tak na początku zakręciłaś, że myślałam, że napisałaś Dramione, a tu proszę :) Takie zaskoczenie.
OdpowiedzUsuńMiło się czytało, naprawdę ;)
Dramione True Love <3
Cudna miniaturka! :D
OdpowiedzUsuńPięknie napisane ^^ Jedyne, co mi się nie za bardzo spodobało, to to, że tak długo nie wiadomo, z czyjej perspektywy jest napisane. Jedna rzecz. Cudownie! :)
OdpowiedzUsuńAmelie
Fanstastyczna Miniaturka ale lepiej by się sprawdziło Dramione :* !
OdpowiedzUsuńKlaudynaa ;3
CUDO!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Anastasia ♦
http://nie-placz-w-hogwarcie.blogspot.com/
Słodko... Uroczo... Cudownie. :D
OdpowiedzUsuńKocham Teodora Notta, chociaż tak niewiele o nim wiadomo (hah, nawet główny bohater mojego opowiadania nosi imię po nim!). Zabiłabym jakbyś popsuła tę miniaturkę. :P
Bardzo mi się podoba i naprawdę nie wiem co więcej dodać... Po prostu to jest tekst, który nie potrzebuje głębszego komentarza. Nie posiada błędów (w każdym razie moje oczy nic nie wyłapały), a dodatkowo bardzo szybko i przyjemnie się czyta. Cud, miód i orzeszki. c;
Jednak w międzyczasie jakoś naszła mnie myśl, że chętnie przeczytałabym miniaturkę homo w Twoim wykonaniu. Drarry spod Twojej ręki już było to może teraz coś w kierunku Syrusa albo Scorbusa? :D Oczywiście to jest tylko luźna sugestia. c;
Pozdrawiam i życzę weny,
Malina. ;)
http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
http://pieknie-zlamany.blogspot.com/
bosko :)
OdpowiedzUsuńFajne, ale miałam nadzieje, że Hermiona dowie sie o małym zakładzie....
OdpowiedzUsuńGenialne! Na początku nie wiedziałam, które pary zrobiłaś, ale później było wtraźnie widać, że te najrzadziej spotykane i przez to najlepsze. Czyli podsumowując: Najlepsze jest najrzadziej spotykane, czyli twoje! (Twoje zawsze jest super...)
OdpowiedzUsuńŚliczne :D
OdpowiedzUsuńNapisałaś wszystko tak sprawnie, lekko się to czyta, zawarłaś dużo informacji... WoW ! :D
Wspaniały pomysł z "prawdą czy wyzwanie" <33
Nic dodać, nic ująć.
Cudo. ! :D
Jakie to urocze! Przesłodkie i prześliczne. Bardzo lubię twoje teksty. Tak barwnie wszystko opisujesz. Po prostu uwielbiam! :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnej notki!
Pozdrawiam i życzę weny!
Charlotte Petrova
Tak słodko :3 Kocham Teomione tak samo mocno jak Dramione i jestem zachwycowa tą miniaturką.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało jak opisywałaś Hermionę z jego perspektywy. Czytając to miałam wrażenie, jakby on kochał ją całym sobą i w ogóle tak mocno, że nie wiem.
Pozdrawiam,
Delight
________
www.miniaturki-roznej-tresci.blogspot.com
dzisiaj zaczęłam czytać i mega mi się spodobało! masz talent! czekam dalej :)
OdpowiedzUsuńdołączam do obserwowanych i liczę na to samo :)
http://art-of-killing.blogspot.com/ zapraszam na nowo powstałe ff z Justinem :)
Czemu ja tak łatwo się zakochuje w twoich miniaturkach?
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
.
.
.
.
Ach no tak bo są zaje**ste jak i ich autorka
Genialna miniaturka! Bardzo podoba mi się tutaj Teo, jest taki nieśmiały i słodki. Trochę się bałam, że może Hermiona się nie zgodzi z nim na randkę, chodzi mi tutaj, jak odmówila mu przed egzaminami, ale uff, na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Tak dziwnie dla mnie, Malfoy i Ginny, zawsze ruda była przedstawiana z Zabinim jako para, jednak to miła odmiana :D
OdpowiedzUsuńCo więcej mogę powiedzieć? Piszesz cudownie, naprawdę, bardzo podoba mi się twoja twórczość, z którą na tą chwilę się zapoznałam. Mam zamiar przeczytać resztę bloga, bo jak na razie czytam miniaturki, jednak mamy wakacje i trochę wolnego czasu przez rozpoczęciem szkoły :)
Weny!
http://eyntrimadel.blogspot.com/
http://18s-revolution.blogspot.com/
Jedynym minusem tej miniaturki jest dla mnie Drinny.
OdpowiedzUsuńNie lubię tego parringu i już.
To takie miłe ze strony Draco, że zarzucił Nottowi takie wyzwanie. Świetnie, że miał wtedy na uwadze jego szczęście.
Szczerze, to wolę bardziej odważnego Teo, ale chyba przez jego nieśmiałość miniaturka nabrała takiego uroku.
Przez żołądek do serca tu się sprawdza, skoro wszystko zaczęło się wspólną jajecznicą :D
Ściskam ciepło i życzę weny!
Z.
[nic-nie-jest-proste-scorose.blogspot.com]
54 years old Associate Professor Ambur Prawle, hailing from Manitouwadge enjoys watching movies like Only Yesterday (Omohide poro poro) and Beekeeping. Took a trip to Quseir Amra and drives a Ferrari 250 LM. oryginalna strona
OdpowiedzUsuń