W czasie wojny (+18) (cz. I)

Tak bardzo, bardzo, bardzo PRZEPRASZAM. Wiem, nie było mnie tu prawie 
dwa miesiące i jest to niewybaczalne. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, 
że w szkole chcą mnie zamęczyć, a w klasie maturalnej jest tragedia. Uwierzycie, 
że w czasie ferii byłam cztery razy na zajęciach dodatkowych?! Sama siebie nie poznaję. 
Do tego przychodzi studniówka w przyszłym tygodniu, więc zakupy, 
próby poloneza i inne cyrki związane z tą konkretną imprezą. :)
Bardzo wam dziękuję, że jesteście ze mną i podczas mojej nieobecności nabiliście
grubo ponad 120 000 wyświetleń! Jesteście wielcy i chcę podziękować
każdemu z was. Dosłownie każdemu za to, że ze mną jesteście. Dzięki
wam mam siłę żeby wracać do pisania w każdej wolnej chwili, nawet jeśli jest ich mało.
Teraz już tylko zapraszam do czytania i komentowania :) 
PS. Scena erotyczna jest zaznaczona pochyłą czcionką.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiecie, że wojna wszystko zmienia? Naprawdę. Zmienia ludzi, ich światopoglądy, stosunki do innych osób i rzeczy. Zmienia przyjaciół w wrogów, a towarzyszy życia w przeciwników po drugiej stronie barykady. Pokazuje słabości ludzi i ich bezwzględność. Zwierzęcy strach o swoje życie potrafi przysłonić wartość cudzego życia. Nawet najdroższej przyjaciółki. Po czym to wywnioskowałem? Po tym jak zobaczyłem, w jaki sposób wybraniec porzucił Hermionę w Malfoy Manor. Mógł zaryzykować, przybiec i złapać jej rękę, by teleportowała się razem z nimi, jednak on wolał zabrać tylko tych, co byli w piwnicy. Gdy ona płakała z bólu, ale mimo to nic nie powiedziała, oni ją zostawili.
Jak Czarny Pan się zjawił, przynajmniej jej nie torturował. Był zbyt wściekły na ciotkę Bellę. Kazał mi „wyprowadzić szlamę”. Jednak nie kazał jej torturować ani wtrącić do lochu. Chciałem jej pomóc. Wsadziłem ją do swojego pokoju. To śmieszne, że dopiero gdy widziałem ją brudną, zaniedbaną i zakrwawioną, zobaczyłem w niej pełnowartościowego czarodzieja, takiego jak ja. A nawet lepszego ode mnie, ja bym tych tortur po prostu nie wytrzymał. Ona patrzyła na mnie tak przestraszonym, a mimo to wściekłym wzrokiem. Nawet gdy niosłem ją korytarzami, trzęsła się z bólu i strachu. Gdy wysłałem ją do łazienki, żeby się ogarnęła, wolała się prawie czołgać w jej stronę, niż pozwolić mi się dotknąć. Wtedy zrozumiałem, jakim potworem dla niej byłem. Gdy zniknęła za dębowymi drzwiami mojej łazienki przywołałem skrzata, żeby przyniósł jakieś ubrania, które by na nią pasowały, byle by były porządne, czyste i pachnące. Nic seksownego i wulgarnego. Żeby czuła się w tym dobrze. Po czym udałem się w stronę dawnego gabinetu mojego ojca. Teraz urzędował tam Voldemort.
Zapukałem, czując, jakbym tracił grunt pod nogami.
- Wejdź.
- Panie. – Ukłoniłem się nisko.
- Co cię tu sprowadza, Draconie?
- Panie. Kazałeś mi wziąć szlamę i udałem się z nią do swoich komnat. Chciałem cię prosić byś pozwolił mi ją zatrzymać u siebie. – Nie miałem odwagi spojrzeć mu w twarz. Nie mógł wiedzieć, co mną kierowało.
- Po co?
- To raczej niezbyt chlubna zachcianka, jednak tak dawno nie miałem kobiety, jakiejkolwiek przyjemności tak cielesnej, a ona mimo krwi, nadal pozostaje niebrzydkiej urody.
- Ech, Śmierciożercy nie muszą mieć chlubnych zachcianek. Może być twoja, trzymają ją gdzie chcesz i rób, co chcesz, tylko żeby mi nie przeszkadzała. Zrozumiałeś?
- Oczywiście, Panie. Dziękuję. – Skłoniłem się i szybko opuściłem gabinet. Jak wszedłem do swojego pokoju, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Hermiona w łazience, do której drzwi były uchylone, pewnie w pośpiechu ich nie domknęła. Ubrania leżały jeszcze obok niej, miała na sobie jedynie majtki. Trzymała w dłoni moją różdżkę i szeptała jakieś zaklęcia, kierując nią w swoje zakrwawione ramie. To nic nie dawało, sztylet w końcu był zatruty. Wyglądała tak bezbronnie, mimo że to ja zostałem bez różdżki. Długie mocno kręcone, mokre włosy zasłaniały jej piersi. Było widać, że w czasie wojny bardzo schudła, wszystkie żebra jej wystawały.
- Może pomogę. To rodzinny sztylet i szybkie zaleczenie może spowodować tylko moja moc. - Dziewczyna była tak skupiona, że na początku zdawała się mnie nie słyszeć, dopiero po chwili zorientowała się, że wróciłem i pisnęła. Gdy chciała się cała zasłonić, tylko pobrudziła się na nowo krwią. – Spokojnie. Opłucz się z krwi i ubierz, tak jak chcesz, tylko miej to ramię odkryte, ja to uleczę.
Jak skończyłem mówić, zamknąłem drzwi do łazienki i o dziwo po chwili usłyszałem szum wody z prysznica. Po kilku minutach wyszła ubrana już w zdecydowanie za długie i zbyt luźne spodnie, które z założenia miały być rurkami i w koszulce, która wyglądała na o pięć rozmiarów za dużą. Spojrzała na mnie tymi ogromnymi oczami i mocniej zacisnęła palce na różdżce.
- Dasz mi ją? Chciałbym cię uleczyć.
- Po co to robisz?
- Co robię?
- Udajesz miłego, dajesz do swojego pokoju, chcesz leczyć… mam być twoją dziwką?
- Taka jest oficjalna wersja. A prawdziwa jest taka, że po prostu zaimponowałaś mi i skoro mogę ci pomóc, to chcę to zrobić.
- W oficjalną wersję jakoś łatwiej mi uwierzyć…
- Jak chcesz możemy wprowadzić ją w życie. Ja nie będę się prosił o możliwość bycia dobrym. Jasne? Jeszcze kilka razy mnie zirytujesz, a już na pewno nie będę tak miły. Tak?
- O, teraz cię poznaję, Malfoy.
- Nie bądź wredna. Tym razem jestem po twojej stronie. Dasz mi tę cholerną różdżkę?
Nawet nie wiecie, jak się zdziwiłem, gdy naprawdę mi ją oddała. Trochę nieśmiało ruszyła w moją stronę. Zrobiła może dwa kroki i wyciągnęła zdrową rękę w moim kierunku. Gdy tylko chwyciłem drewno, ona zbladła i jakby chciała się wycofać. Nie pozwoliłem jej na to. Posadziłem ją na łóżku i sam usiadłem obok. Chwyciłem ciągle krwawiącą rękę i uświadomiłem sobie, że przez całą rozmowę jucha brudziła jej koszulkę. Przewróciłem z irytacji oczami, ale wystarczyły trzy zwinne ruchy różdżką i już została tylko blizna. Po czym wstałem i ruszyłem w stronę szafy, wybrałem swoją koszulkę, z chyba trzeciego roku, i jej ją podałem. Była czarna o męskim kroju, a na piersi miała godło mojego domu, ale i tak wyglądała, jakby na nią pasowała.  
- Idź się przebrać, chyba nie chcesz siedzieć w tej brudnej bluzce.
- Dzięki.
Jak wyszła, zauważyłem, że włosy już prawie jej wyschły. Bez krwi, w czystych ubraniach i z lekkim rumieńcem, który rozkwitł pod moim wzrokiem, była po prostu urocza, taka niewinna, a jednak w środku wojny.
- Zgaduję, że nie masz ochoty na kolację ze Śmierciożercami i Czarnym Panem…
- Ta… Vold…
- Cicho, idiotko. Nie wymawiaj jego imienia. Chcesz, żeby tu się od razu zjawił i zobaczył cię pachnącą i ucieszoną? Wątpię, żebyś wtedy mogła tu zostać. W takim wypadku optymistyczną opcją byłyby dla ciebie lochy. Choć w sumie chyba śmierć jest lepsza od nich. Nie chcesz wiedzieć, co w nich się dzieje… sam widziałem i słyszałem tylko kilka przypadków i uwierz, ja wymiękłem… W porównaniu z tym, plotki, że jesteś moją panienką, są niczym bajeczka dla dzieci.
- Och… Dzięki za ostrzeżenie. I ogólnie, dzięki za wszystko.
- Dobra, ja musze pokazać się na oficjalnej kolacji. Jesteś bardzo głodna, czy poczekasz na mnie?
- Mogę poczekać.
- Na pewno? Wyglądasz jak anorektyczka.
- Malfoy, gdy ty objadasz się na kilku posiłkach dziennie w wątpliwym towarzystwie, ja miałam kilka posiłków w ciągu tygodnia z wątpliwych źródeł w pozytywniejszym towarzystwie. Choć jeśli by było ono takie wspaniałe, nie było by mnie tu, tylko by po mnie wrócili… - ostatnie słowa mówiła ze łzami w oczach. Wtedy zdziwiłem wszystkich, a zwłaszcza siebie. Podszedłem i ją objąłem.
- Ciii, mała, ja się tobą zajmę. Zrobię wszystko, żebyś z tej wojny wyszła cała. Teraz muszę cię zostawić, ale wrócę. Nigdzie nie wychodź. – Uśmiechnęła się i przez pół sekundy mocniej przytuliła. Po tym położyła się na moim łóżku i zamknęła oczy. Ciężko mi było uwierzyć, że mi aż tak zaufała już pierwszego dnia.
Na kolacji jak zwykle siedziałem po prawej stronie mojego ojca, bardzo blisko Czarnego Pana. Jak zwykle swój umysł chroniłem silnym murem oklumencji, skupiałem się na tym, bym nie przeżuwał za szybko, nie chciałem wzbudzać zainteresowania. Niestety po kolacji była jeszcze przemowa. Dostałem zadanie… Dowodzenie nad najmłodszą grupą podczas ataku na mugolską wioskę. Miałem mieć pod sobą Zabiniego, Notta i innych Ślizgonów. Po za nimi jeszcze kilku czarodziejów i czarownic o kilka lat starszych ode mnie. Nie pierwszy raz miałem dowodzić taką misją. Moim zadaniem było nie tracić ludzi. Tylko raz straciłem… Dziewczyna była nowa, a ja ratowałem Blaisa przez Avadą, gdy ona oberwała. To były najgorsze tortury w moim życiu. Wiem, że inni dowódcy mieli to samo, co ja. Jednak ja naprawdę dbałem o swoich ludzi. Nie chciałem, żeby umierali i to nie tylko z czysto egoistycznych pobudek. Po prostu zależało mi na nich. Po ponad godzinie wszedłem do swoich komnat. Ona nie zawołała skrzata żeby podał jej kolację, chyba usnęła. Ale nie mogłem jej dać spać z pustym żołądkiem. Musi choć trochę przytyć, była chudsza nawet ode mnie.
- Granger, wstawaj.
Miała wystarczająco lekki sen, by to ją obudziło. Od razu chciała złapać za różdżkę, którą musiała trzymać zawsze pod poduszką, bo gdy tam jej nie znalazła, wpadła w lekką panikę. Złapałem ją za ramiona.
- Uspokój się, nie masz różdżki, szmalcownicy ją zabrali. Pamiętaj, że ja ci nic nie zrobię i nie pozwolę cię skrzywdzić. Obudziłem cię, żebyś zjadła kolacje.
- Nie trzeba było.
- To ja o tym decyduję i jesteś za chuda. – Oboje się cicho zaśmialiśmy. – Lutek!
Skrzat od razu się pojawił. Ja zażądałem kolacji, a ona dodała grzeczne proszę. Do teraz pamiętam jej wściekłość na twarzy, gdy prychnąłem i przewróciłem oczami. Jednak opanowała się. Szybko załapała reguły gry. Ja o wszystkim decyduję, a ona jest bezpieczna i miła. Skrzat przyniósł ogromną tacę z najróżniejszymi smakołykami. Zaczynając od naleśników z owocami, na które prawie się rzuciła, a kończąc na różnych kanapkach, które jadła jeszcze nawet podczas naszej rozmowy.
- Musisz mieszkać w tym pokoju. Dziwne by się wydało, gdybym cię wsadził do jakiejś innej wygodnej komnaty. Prywatnych więźniów trzymamy u siebie lub w lochach, nigdzie indziej.
- Czyli jestem twoim prywatnym więźniem?
- A co, nie odczułaś tego?
- Jeśli tak się czują więźniowie, to nie mam zamiaru narzekać. – Skubana potrafiła być tak irytująco błyskotliwa.
- No i śpimy w jednym łóżku, ja nie mam zamiaru przenosić się na kanapę, a gdyby nagle pojawiło się inne łóżko, było by to podejrzane, patrząc na oficjalną wersję.
- Ja pójdę na kanapę…
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo chcę cię w moim łóżku. Nie bądź taka cnotliwa. – Matko, jak ona wtedy poczerwieniała. Mogę się założyć, że to była typowa gryfońska czerwień. – Hej, co jest…
- Nic. Możemy skończyć tą rozmowę jutro? Jestem zmęczona.
- Przed chwilą nie byłaś zmęczona.
- Proszę.
Przewróciłem oczami, ale zgodziłem się. Nie chciałem jej niczego odmawiać. Chciałem być jak zawsze, ale ona mnie rozbrajała. Nie pozwalała na chamstwo, jednak gdy w pełnym ubraniu weszła pod kołdrę i zwinęła się tak, by zajmować jak najmniej powierzchni łóżka, jak najbliżej jego krawędzi, nie mogłem się powstrzymać. Rozebrałem się do bokserek. Wskoczyłem na kołdrę i całkowicie do niej przylegając, wymruczałem jej do ucha:
- To co, małe bzykanko i spać? – Z piskiem odskoczyła, jakbym wylał na nią kubeł zimnej wody. Prawie wylądowała na podłodze. Tylko dzięki zręczności szukającego udało mi się ją złapać w pasie i uchronić przed bolesnym spotkaniem z dębową podłogą. – Żartowałem tylko.
- Ubierz się… I mnie nie dotykaj.
- Ej, nie zapędzaj się, to mój pokój i moje zasady, zapomniałaś?
- Dra… Malfoy, proszę.
- Jeśli będziesz mi mówić po imieniu, gdy będziemy sami, to ubiorę spodnie.
- Dobrze, Draco.
- A ty zdejmiesz spodnie i ubierzesz jakąś dużą i wygodną koszulkę, nie męcz siebie i mnie tak zakuta w czasie snu.
- Draco… - mówiła łamiącym się głosem. – Ja wolę tak zostać…
- Mówisz jak jakaś dziewica, co w życiu się nawet nie całowała.
- Całowałam się!
- Dziewica?
- A co cię to obchodzi?
- Nic, to fajnie i lepiej żebym wiedział. Teraz rozumiem. Ale jednak nalegam, żebyś mi choć te nóżki pokazała przed snem. Z takimi widokami koszmary mi nie będą grozić.
- Ale…
- Ok… kolejny układ. Ja nie mam bezpośrednich aluzji, a ty śpisz w samej mojej koszulce. Obiecuję, że będzie tak długa, że co najmniej zakryje połowę ud.
- No dobrze.
- No to pięknie. – Rzuciłem jej koszulkę i sam ubrałem spodnie. Ona przebrała się w łazience. Gdy z niej wyszła już leżałem w łóżku. – U la la. Warto było się targować dla takiego widoku. – Uśmiechnąłem się szelmowsko, jak to tylko Malfoy potrafi, a ona z uroczym rumieńcem wślizgnęła się na drugą stronę łóżka. Dawno nie spałem tak spokojnie jak przy niej. Lekko dotykałem jej dłoni swoją i to mnie napawało spokojem. Nie potrzebowałem niczego więcej.
*
Kolejne dni były całkiem podobne do siebie. Rano razem wstawaliśmy w okolicach dziewiątej. Ja jej załatwiałem śniadanie, a sam jadłem oficjalnie w jadalni z Czarnym Panem i jego poplecznikami. Jednak wracałem do Gryfonki najszybciej, jak mogłem. Dużo rozmawialiśmy, choć początki rozmowy były pełne sztucznej uprzejmości. Oboje udawaliśmy, że nie jesteśmy uprzedzeni do siebie, a poprzednie lata nie istniały. Jednak z czasem znaleźliśmy na to sposób. Książki… Takie banalne i nudne, a jednak ją to fascynowało, a mi dawało pole do nawiązania tematu. Większość ksiąg, które jej przynosiłem, już kiedyś czytałem, więc mogliśmy prowadzić całkiem przyjemne rozmowy na wyszukane tematy. Poza tym, coraz częściej rozmawialiśmy na o swobodniejszych tematach. Była u mnie już tydzień. Nasze docinki były na poziomie, z odpowiednią dozą sarkazmu i uszczypliwości. Nie nazywałem jej szlamą, a ona nie mówiła do mnie per fretka. Często żartowaliśmy i staraliśmy się nie mówić o wojnie.
Jednak dzisiaj w nocy był atak na wioskę. Musiałem ją zostawić w nocy samą i powiedzieć, dlaczego tak jest.
- Miona.
- Tak, Smoczku?
- Prosiłem, żebyś tak mnie nie nazywała.
- Ale tak jest ładnie.
- Hermiono Jane Granger!
- Słucham? – odpowiedziała z leciutkim śmiechem.
- Jesteś beznadziejna….
- Teraz czuję się urażona.
- Miona… Musimy porozmawiać, nie udawaj wielce obrażonej i nie rób sobie cyrku z mojego imienia.
- Zabrzmiało poważnie. O co chodzi, Draco? Odkryli coś?
- Nie, o to bądź spokojna. Na tyle często wrzeszczymy na siebie, że na pewno wierzą, że to przez dziki seks, do którego cię zmuszam. – Oboje cicho parsknęliśmy śmiechem. Podeszła i złapała mnie za dłoń, spojrzała w moje oczy.
- W takim razie, o co chodzi?
- Dzisiaj w nocy wychodzę na misję. Będziesz sama w pokoju, zamknę cię i nikt ci nic nie zrobi. Obiecuję.
- Jaką misję?
- Nie chcesz o tym wiedzieć, a ja nie chcę żebyś wiedziała.
- Proszę.
- Znienawidzisz mnie.
- Ten etap już mamy za sobą. – Mocniej ścisnęła moją dłoń.
- Atak na mugolską wioskę. Dowodzę najmłodszym oddziałem.
- Aha. – Jej uścisk lekko zelżał, jednak ja złapałem ją minimalnie mocniej, tak by jej dłoń nie puściła mojej.
- Proszę, nie oceniaj po pozorach.
- Nie będę, Draco. – Mimo wszystko wysunęła dłoń z mojej dużo większej, ale po chwili poczułem ją całą przy sobie. – Uważaj na siebie.
- Nic mi nie będzie, ja i tak tylko ochraniam swoich ludzi, nie zajmuję się cywilami.
- Nie?
- Staram się tego unikać, jak mogę… Mimo wszystko nie chcę być mordercą.
- Nigdy cię za niego nie uważałam, Draco. Poczekam na ciebie.
- Nie poczekasz, pójdziesz spać. Mogę wrócić nawet nad ranem.
- Poczytam sobie.
- Hermiono.
- Poczekam i nie zmienię zdania. Nie zmusisz mnie do tego.
- Zawsze zostaje Imperius
- Naprawdę tego chcesz?
- Miona!
- Słucham.
- Wiesz, że nie rzuciłbym na ciebie Imperiusa, ale proszę, idź spać.
- Dlaczego?
- Żebyś się nie martwiła.
- Yhym…
- Dobra, teraz nie ważne. Za około piętnaście minut będzie tu Goyle, on nic nie wie o mojej pomocy. Przebierz się w tamte szmatki, proszę.
- To jest bielizna?
- Miona, proszę cię… Wiem, że to trudne, ale musi być realistycznie, możesz się schować pod kocem i udawać wykończoną po seksie. Tym kretynem nie musisz się przejmować, nie dam mu cię tknąć. Jasne?
- Yhym…
- Idź się w to ubierz i się pomaluj.
- Yhym…
- I przy nim też bądź tak elokwentna. Masz być nieogarnięta, wykończona i nie być nie miła. Wtedy będę musiał cię jakoś ukarać, a wiesz, że bardzo tego nie chcę.
- Rozumiem, Draco. - Podeszła i przytuliła się do moich pleców, które już były przykryte szatą Śmierciożercy. Złapała skrawki materiału i zniknęła w łazience. Wszystko zajęło jej trochę ponad dziesięć minut. Gdy wyszła z Łazinki, od razu przemknęła pod koc i opatuliła się nim najmocniej, jak mogła.
- Mionuś, obróć buźkę w moją stronę. - Gdy ona tylko zrobiła, co chciałem, palcem roztarłem jej szminkę trochę poza usta, tak samo lekko potarłem jej rzęsy, tak że czarne smugi były na policzkach. – Daj mi buziaka na szyi i gdzieś na szczęce, tak, żeby tylko został ślad szminki.
Ona przytuliła mnie mocno i odbiła swoje usta tuż przy jabłku Adama i przy uchu na załamaniu szczęki, a później przyciągnęła do siebie moje usta i lekko je musnęła.
- Masz być ostrożny.
- Jasne. Goyle już tu idzie, przedstawienie czas zacząć. Ciężko oddychaj i kul się w sobie.
Jak tylko odsunąłem się od niej i zająłem się zapinaniem czarnej szaty. Usłyszałem pukanie.
- Właź.
- Siema, Smoku. – Wymieniliśmy uścisk dłoni, a Goyle od razu ruszył w stronę barku. – To co, po szklaneczce i lecimy.  
- Nalej mi pół porcji, trzeba mieć trzeźwy umysł.
- Hm… Czyżbyś przez akcją bawił się nową zabaweczką?
- Co?
- Szminka.
- Kurwa… Myślałem, że już zmyłem to cholerstwo….
- A skoro mowa o kurwach…. Gdzie jest ta twoja?
- W łóżku, tam gdzie jej miejsce. - Jego wzrok był nad wyraz jednoznaczny.
- No, no, no, Granger… Nieźle skończyłaś. Wyskakuj z łóżka, chcę zobaczyć, czym zajmuje się Smok.
- Ruszaj się szlamo… - Widziałem, jak bardzo jest upokorzona, jednak wiedziała, że to pomoże jej przeżyć. Wstała bardzo powoli. Sam nie widziałem, jak zabójczo wyglądała w tym, co jej przyniosłem. Tak szybko znalazła drogę pod koc, że umknęło to mojej uwadze. Teraz widziałem ją w pełnej krasie. Czarno-zielony koronkowy komplet, który nie przysłonił tak naprawdę nic. Biustonosz tak wycięty, że cały biust było widać, a sutki były ledwo zakryte. Figi były prawie pół przeźroczyste i też ledwo zakrywały jej wzgórek, były bardzo niskie. Dobrze, że pamiętała o wszelkich zaklęciach depilujących.
- Obróć się, chcę zobaczyć twój tyłek.
Hermiona cała czerwona obróciła się w stronę łóżka. Wręcz czuła parę oczu, lustrującą jej ciało.
- Goyle, musimy ruszać.
- Spoko.
Wiem, że gdy tylko zamknęły się za nami drzwi ona się rozpłakała i cała zakryła. Współczułem jej, ale nie ufałem Goyle’owi na tyle, by powiedzieć mu prawdę. Oczywiście oświadczyłem, że Granger jest moją dziwką i on nie ma prawa jej tknąć.
Szybko dostaliśmy się do tamtej wioski. Poza nami był jeszcze jeden oddział, oni mieli zaatakować od północy, a my od południa. Wszystko szło świetnie. To znaczy dla nas. Zero aurorów, żadnych większych problemów. Niektórzy mugole walczyli, ale przed ich nożami czy innymi zabawkami łatwo obronić ludzi. Jednak jedna avada trafiła w Tracy Davis, posłał ją jeden ze Śmierciożerców, a ja się jej nie spodziewałem. Zaklęcie po prostu nie trafiło w cel. To będzie ciężka noc dla mnie. Na szczęście to był tylko jeden człowiek, co przy takiej ilości klątw było całkiem pozytywną opcją. Ze starszych Śmierciożerców zginęło ich pięciu i to przez mugoli, a nie moich żołnierzy.  Wiedziałem, że Czarnemu Panu nie zrobi to różnicy i że zostanę ukarany, jednak Dołohow, który dowodził drugim oddziałem, zostanie zmiażdżony. Prawie mu współczułem, ale bardziej przejmowałem się sobą. Wróciliśmy do Malfoy Manor około w pół do piątej rano. Od razu udaliśmy się do Czarnego Pana.
- Wy głupcy. Straciliście szóstkę ludzi! Dołohow. Podejdź. – Gdy on zrobił kilka kroków w przód już wiedziałem, co będzie. – Straciłeś piątkę dobrze wyszkolonych Śmierciożerców. Wszyscy umarli w mugolski sposób, a Malfoy, który dowodził dzieciakami, stracił jedną niedoświadczoną dziewuchę, którą trafił twój człowiek. Malfoy. Podejdź.
Ciężar w żołądku wzrósł kilkanaście razy. Do mnie już nic nie powiedział, tylko rzucił mocne Crucio. Nie wiem ile ono trwało, dla mnie ono było wiecznością. Wiłem się na podłodze, wrzeszcząc z bólu. Gdy w końcu przerwał zaklęcie, nie mogłem złapać oddechu. Jednak, gdy poczułem jak otwierają mi się rany od Septumsempry, znów wciągnąłem powietrze do płuc.
- To wszystko Malfoy. Odejdź. Dołohow. To czeka na ciebie za każdego człowieka z osobna.
Na drżących nogach podnosiłem się, opierając się o ściany. Powłócząc nogami i zostawiając krwawe ślady, szedłem powoli w stronę moich komnat. Byłem wykończony. Gdy w końcu stanąłem przed swoimi drzwiami, uświadomiłem sobie, że za nimi czeka na mnie Hermiona. Miałem nadzieję, że śpi. Z resztą i tak musiałem tam wejść. Nie miałem sił, żeby iść do innej łazienki, poza tym w mojej miałem własną, dość dobrze zaopatrzoną, apteczkę. Wuj zawsze o to dbał, a od kiedy wojna jest otwarta, ciągle sprawdza czy żadnych eliksirów mi nie brakuje, dba o mnie bardziej niż ojciec. Bardzo powoli otwierałem drzwi, tak żeby nie skrzypiały, jednak jak tylko wszedłem do pokoju, oślepiło mnie zapalone światło.
- Draco, o nie… Co się stało? Chodź! – Od razu dopadła do mnie i najdelikatniej jak mogła, poprowadziła do łóżka, położyła mnie na nim i zorientowałem się, co się dzieje.
- Zostaw mnie, Granger. Sam sobie poradzę.
- Gdzie masz apteczkę?
- Sam się opatrzę.
- Zamknij się, Malfoy! Gdzie masz tę głupią apteczkę?
- Miałem się zamknąć…
- Draco. Gdzie ona jest?
- Zostawisz mnie czy nie? Sam dam radę.
- Ok. Poszukam w łazience.
- Na półce za lustrem.
- Nie można było tak od razu?
Widziałem tylko jak zniknęła za drzwiami. Czułem koło mojej głowy ciężką książkę, musiała czytać, czekając na mnie. Gdy wyszła zobaczyłem, że była ubrana jak zwykle do spania, w moją koszulkę. Trzeba przyznać, że udało jej się przybrać już troszkę ciałka i wyglądała naprawdę kusząco.  Niestety wszystkie te przyjemne myśli zniknęły z mojej głowy, gdy poczułem wyciąg ze szczuroszczetu na swoich ranach. Zaczęła od tych na twarzy i dłoniach, które widziała, jednak od razu zaczęła zdejmować moje szaty i powoli czyściła wszystkie powierzchowne zadrapania, jak i głębokie dziury. Gdy już wszystkie rany były czyste, te na torsie, ramionach i nogach, złapała moją różdżkę i zaczęła je zasklepiać tak delikatnie, że czułem lekkie ciepło rozchodzące się po całym ciele. Po chwili nie było żadnego śladu, a ona wzięła ciepłą wodę i lekko zmyła całą krew.
- Byłeś potraktowany tylko Septumsemprą czy czymś jeszcze?
- Crucio.
- Muszę rzucić zaklęcie diagnostyczne. To nie będzie przyjemne, ale w stu procentach skuteczne – powiedziała z przepraszającą minką. No i rzeczywiście poczułem, jakby przez całe moje ciało przeszły wyjątkowo mocne i nieprzyjemne impulsy elektryczne. – Dobra wiadomość, brak krwotoków wewnętrznych, jesteś tylko bardzo poobijany. Daj mi minutkę.
Widziałem, jak przy mnie wzięła eliksir regeneracji, zmieszała z eliksirem przeciwbólowym i pieprzowym. Co prawda patrzyłem na to z powątpiewaniem. Jednak gdy po chwili dodała do tego jeszcze kilka kropel Słodkiego Snu, już całkiem straciłem na niego ochotę.
- Draco, nie zachowuj się jak dziecko. To ci naprawdę pomoże.
- Jasne, powiedz wprost, że chcesz mnie otruć.
- No jasne, o niczym więcej nie marzę. Pij, Smoku. – Co prawda tę mieszankę prawie że wlała mi do gardła, ale przyjemne ciepło, które mnie otuliło niemal natychmiast, było cudowne. Nie myśląc o niczym, zapadłem w półsen praktycznie od razu. Miałem zamknięte oczy i chyba właśnie to ją zmyliło. Poczułem mały ciężar na klatce piersiowej i chyba usłyszałem jej głos.
- Dobrze, że jesteś cały.
Więcej z tej nocy nie zapamiętałem, bo po prostu usnąłem.
*
Wojna trwała w najlepsze już od kilku miesięcy, jednak najgorsze zbliżało się ogromnymi krokami. Jak na razie trzeba było się pilnować, ja musiałem zająć się planowaniem ataku na szkołę ze strony młodych Śmierciożerców. Dopiero pod czas tego uświadomiłem sobie, że muszę zmienić stronę. Od kilku miesięcy wiedziałem, że mój chrzestny jest szpiegiem i go nie wydałem. Dowiedziałem się, gdy był u Miony i proponował jej pomoc w ucieczce. Wtedy też on dowiedział się, że nie jestem zły do szpiku kości. Od tygodnia też jestem szpiegiem i nawet sobie radzę, co najlepsze, dopiero teraz dowiedziałem się, że Zabini też pomaga Zakonowi. Często nas odwiedzał i był okropny dla Miony, ale dziś miał przyjść znowu i już nie musiał się ukrywać przede mną. Byłem cholernie ciekawy, jak to wyjdzie. Jednak nim on się zjawił byliśmy już po śniadaniu i ciężko sobie wyobrazić, jak bardzo stosunki między nami się zmieniły. Leżeliśmy na brzuchach na naszym łóżku i przed sobą mieliśmy plan Hogwartu, który narysowała Miona. Nie chciała mi powiedzieć, skąd znała tyle tajnych przejść i ukrytych pomieszczeń czy korytarzy, jednak było to bardzo przydatne. Obejmowałem ją jednym ramieniem i razem próbowaliśmy wymyślić, jak najłatwiej prowadzić dodatkowe oddziały aurorów do zamku. Okazało się, że jest wejście przez Miodowe Królestwo… Ale darujmy sobie te mądrzenia i szczegóły taktyczne. Ja bardziej skupiałem się na tym, że Miona jeszcze nie przebrała się w standardowy dla siebie dres, który podkradała mi z szafy. Leżała w piżamce, czyli mojej koszulce z krótkim rękawem, która ledwo zasłaniała jej połowę uda. Już przybrała tyle ciałka, że tulenie jej było rozkoszne. Więc nie marnując okazji, otaczałem ją ramieniem, a ona wtulała się bardziej we mnie. Nie ma co się dziwić, zachowujemy się tak od kilkunastu tygodni. Dalej bywamy uszczypliwi, a robienie awantur na pokaz to dopiero była frajda. W tej chwili lekko całowałem jej skroń, powoli schodząc na policzek i kierując się do jej ust. Ona udawała, że chcę się wyrwać i odsunąć, cały czas skupiała wzrok na planie szkoły. Próbowała mówić coś o korytarzu, który ma wejście na trzecim piętrze, ale kończy się przy Wielkiej Sali. Wtedy obróciłem ją na plecy i mocno pocałowałem w usta. O tak, ten smak to było to. Mocno złapałem ją za biodro i przytrzymałem tył głowy, a ona jedną ręką złapała moją koszulkę, a drugą kark. Ona to miała temperament. Całowaliśmy się zachłannie. Z tym nie musieliśmy się kryć, w końcu to dobry wstęp do brutalnego seksu. Przynajmniej tak ostatnio wykręcałem się przed ojcem. Że pod czas wpychania jej języka do gardła, dość skutecznie niweluje się obelgi, które nie są zbyt seksowne. Jednak i tym razem nie dano nam się nacieszyć sobą. Już po chwili wszedł Blaise.
- Siema, Smokurwa mać! I po co ten cyrk z niby zmienianiem stron, skoro dalej chcesz robić sobie dziwkę z Granger! Przecież, mieliśmy pomagać innym…
- Uspokój się, Diable. Ja jej nie wykorzystuję, to po prostu wspólne umilanie sobie czasu.
- To prawda, Zabini. Po prostu on dobrze całuje i tyle, a teraz pozwolicie, że pójdę przebrać się w jakiś dres.
- Nie no, Granger, skoro to umilanie czasu, to nie przebieraj się.
- Spadaj, Zabini.
- Nie no, widziałem cię już przecież w ciekawszych strojach, na przykład ten czarno-złoty gorsecik, nie powiem, był całkiem, całkiem!
- Zamknij się…
- Smoku, co ci?
- Nie przesadzaj, Zabini.
- No dobra, ale wspólne umilanie sobie czasu? Od kiedy jesteście razem?
- Nie jesteśmy razem…
- I Granger to odpowiada?
- No tak… Niczego sobie nie obiecywaliśmy, a trwa już prawie pięć miesięcy. Miała czas przerwać.
- A do kiedy to ma trwać?
- Nie wiem, aż wojna się nie skończy, może później będziemy jeszcze chodzić do łóżka, ale na razie to raczej tylko życzenie, a nie plan.
- Jeszcze jej nie zaliczyłeś?
- To dziewica, której ten stan rzeczy odpowiada, nie będę jej zmuszał ani nic.
- No to nieźle… Tylko żebyś się w niej nie zakochał, Smoczku. Skoro to luźny układ, ona szybciej cię zostawi niż ty ją.
- Oj już się tak nie martw, Diabełku. Ja się nie zakochuję.
W tym momencie weszła Miona i zaczęliśmy układać taktykę, ona siedziała obok mnie lekko wtulona w mój bok. Zabini siedział naprzeciwko nas i razem opracowywaliśmy wszystkie posunięcia taktyczne. Razem z Blaisem musieliśmy jeść posiłki w wielkiej jadalni, a Miona niestety sama, jednak później już nie mogła narzekać na brak towarzystwa. Zabini siedział z nami aż do nocy i w sumie byliśmy już nienajgorzej przygotowani, jeszcze ze dwa spotkania i plany można by podać członkom Zakonu.
Gdy w końcu byliśmy sami oboje zajęliśmy się toaletą, oczywiście Miona pierwsza. Gdy wyszła w swojej piżamce i szła w kierunku łóżka, złapałem ją w połowie drogi i przyciągnąłem do siebie. Przez Zabiniego przez cały dzień nie miałem jej tak blisko, jakbym chciał, więc nie czekając na jej zgodę, wpiłem się w jej usta. Nie byłem delikatny i czuły jak kochający narzeczony. W sumie skoro nie byłem nawet jej chłopakiem, to po co… Z resztą jej to nie przeszkadzało, a kolejną noc spędziliśmy wtuleni w siebie.
*
Nareszcie nadszedł dzień bitwy. Hermiona walczyła z nami w zamku i nigdzie jej nie widziałem. Udało się i Złoty Chłopiec zwyciężył Czarnego Pana. Część się śmiała, część opłakiwała zmarłych, Śmierciożercy byli łapani i od razu przesyłani do Azkabanu. Ja bałem się tylko o nią. Chciałem, żeby przeżyła, żeby jeszcze raz poczuć ją na swoich wargach. Wiedziałem, że koniec wojny to koniec tego, co było między nami.
Wtedy na mnie wpadła, dosłownie wbiegła we mnie i nie przewróciliśmy się tylko dzięki murom zamku, o które się oparliśmy. Byliśmy na piątym piętrze. Całowaliśmy się namiętniej niż zwykle. Jedno i drugie walczyło o dominację. Obijaliśmy się o ściany i potykaliśmy o gruzy, jednak nie przerywaliśmy pocałunku. Nagle przed sobą miałem tak dobrze znajome drzwi.

 Łazienka prefektów. Idealnie, byliśmy cali spoceni i w kurzu. Weszliśmy i łapiąc się czegokolwiek, zdzieraliśmy z siebie ubrania. Jeśli wcześniej brakowało delikatności, teraz byliśmy po prostu brutalni. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy byliśmy całkowicie nadzy. Nawet pod grubą warstwą kurzu zauważyłem, że w końcu się zawstydziła.
- Jesteś najpiękniejsza na ziemi.
- Chcę tego, Draco.
- Chodź…
Poprowadziłem ją pod prysznic, wanna była kiepskim pomysłem jak na taką ilość brudu i jednoczesną chęć bycia w wodzie na dłużej. Gdy włączyłem gorącą wodę pod prysznicem, powoli zacząłem masować jej plecy, od razu pozbywając się kurzu. Ona robiła to samo ze mną. Było to elektryzujące uczucie, wszystko z nas spływało, razem z emocjami bitwy. Jednak podniecenie między nami rosło. Delikatnie obróciłem ją plecami do siebie i lekko masowałem biust, cały czas całując jej kark. Ostatnimi trzeźwymi myślami rzuciłem zaklęcie antypoślizgowe na prysznic, po czym zacząłem wędrówkę rękami po całym jej ciele. Hermiona cicho wzdychała i jęczała. Wtedy doszedłem do jej łechtaczki. Gdy pierwszy raz mocno złapałem ją za najczulszy punkt, jednocześnie całując ucho, głośno krzyknęła, a kolana się pod nią ugięły. Mocno ją przytrzymałem i wsadziłem w nią jeden palec. Czułem, jak lekko drży na mojej dłoni. Delikatnie przycisnąłem ją do ściany i zacząłem w niej poruszać. Po raz pierwszy nie oczekiwałem jakiejkolwiek wzajemności ze strony dziewczyny. Zależało mi, żeby jej było dobrze. Po długiej chwili, gdy już powinna być przygotowana, a jej soki spływały po moich palcach i jej udach, obróciłem ją w swoją stronę. I powoli w nią wszedłem. Pierwszy raz rozdziewiczałem dziewczynę, zawsze zostawiałem to innym, najczęściej Zabiniemu. Ale jej nie chciałem oddawać nikomu. Mocno trzymałem ją w ramionach i powoli napierałem coraz głębiej.

- Teraz zaboli, postaram się być najdelikatniejszy…

Ona całkowicie przylgnęła do mnie, czułem jak mój penis ją powoli rozciąga, a przez jej jęki ledwo powstrzymywałem się od szybkiego wzięcia jej na raz. Wtedy poczułem jej naturalną przeszkodę i lekko ją przebiłem. Czułem, jak złapała mnie za ramiona, wbijając paznokcie w moją skórę, jednak w najmniejszym przypadku mi to nie przeszkadzało. Chciałem ją czuć całym sobą. Przyciskałem ją do chłodnej ściany prysznica, która ją orzeźwiała. Popatrzyła mi prosto w oczy, a ja, schylając się w jej kierunku, pocałowałem ją namiętnie. Podczas pocałunku czułem, jak Hermiona lekko się poruszyła. Jęknęła przy tym w moje usta i już wiedziałem, że mogę znów się w niej poruszać. Zacząłem delikatnie, czułem się, jakby była najdelikatniejszą istotą właśnie w moich ramionach. Przerywając pocałunek, wyszedłem z niej by jeszcze raz od początku ją penetrować. Była tak ciepła, ciasna i przyjemna, otulała mnie całkowicie. Jeszcze kilka głębszych ruchów, gdy czułem jej paznokcie na całych plecach i ramionach i ogarnął ją pierwszy prawdziwy orgazm. Nie mogłem tego wytrzymać, przy skurczach na moim członku wystrzeliłem prosto w jej wnętrze. Po tym poczułem, jak osuwa się na miękkich nogach na mój tors, sam bosko zmęczony wziąłem ją na ręce i przeniosłem do wanny z jeszcze ledwie ciepłą wodą. Pozwoliliśmy, by mięśnie się rozluźniły, a my w końcu naprawdę odpoczęliśmy po walce, jak i po seksie sprzed chwili.

Po trzech godzinach wróciliśmy do Wielkiej Sali i świętowaliśmy zwycięstwo i opłakiwaliśmy zmarłych. Jej przyjaciele próbowali ją przepraszać za wydarzenie w moim dworze, jednak ona im nie wybaczyła tego, że ją zostawili. Trzymaliśmy się blisko siebie. Ja odkryłem, że rodzice zostali już złapani, tak jak zdecydowana większość Śmierciożerców. Zabini trzymał się blisko Pomyluny, która okazałą się jego dziewczyną. Severusa można było zobaczyć, jak kursował między skrzydłem szpitalnym a lochami, gdzie były jeszcze zapasy różnych eliksirów. Na szczęście nie wszystkie zostały zniszczone.
- Miona, pójdę zobaczyć, czy z Sevem wszystko dobrze. Wątpię, by on sam się o siebie zatroszczył.
Nie czekając na odpowiedź, po prostu ruszyłem w stronę wyjścia. A jednak usłyszałem jej głos już za mną.
- Do widzenia, Draco.
Gdy się odwróciłem już jej nie było. 

Komentarze

  1. Fajnie, że wróciłaś i to z naprawdę dobrą miniaturką. Dawno miałam ochotę na coś z czasów wojny i proszę, nareszcie się doczekałam :D Z niecierpliwością czekam na koleją część.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale tęskniłam za twoimi miniaturkami :)
    Wspaniała! Czekam na następną!
    I oczywiście udanej studniówki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ! :D Nie mogę się doczekać jak to dalej pociągniesz ! Czy jej byli przyjaciele jeszcze coś namieszają...

    Pozdrawiam!
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieziemsko zajebis*ta (sorki)
    Jak ja strasznie tęskniłam za twoimi miniaturkami!!
    Kochana błagam dodaj szybko kolejną część, bo nie zniosę tej niepewność, jak to "Do widzenia" Aaaa! Ja zaraz oszaleje.
    Weny
    Niegdyś Nuśka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybaczam ci nieobecnosc! Ta miniaturka byla boska! I gdzie sie podziala Hermiona?
    Podobalo mi sie jak opisalas przemiane dracona. Swietnie ci to wszystko wyszlo. Mam nadzieje ze bedzie dalsza czesc tej miniaturki. :-)
    Ps. U mnie tez nowy rozdzial. Aaaa no i mam nadzieje, ze nie zmusisz nas do dlugiego czekania na kolejna miniaturke. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem tak: Żądam natychmiastowej kontynuacji tegoż opowiadania! :D
    Ten czuły Draco zawsze mnie rozbraja.. Gdyby każdy facet taki był..
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Muszę szczerze przyznać, że bloga śledzę od jakiegoś czasu, jednak nigdy nic nie komentowałam...
    Aż wreszcie nadszedł dzień, w którym rozłożyłaś mnie na łopatki i nie mogę tego tak po prostu pozostawić bez odzewu.

    Z pewnością powiem - to Twoja najlepsza miniaturka. I choć na początku "zaleciało" mi trochę "Gdy jesteśmy sami", to... jestem zaskoczona (of kors pozytywnie). Będę z niecierpliwością czekać na koleją część, choć jak widać, przerwy w pisaniu robią Ci na dobre.

    Gratuluję świetnej roboty.
    Pozdrawiam serdecznie,

    Promise

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam :) Dopiero zaczęłam czytać Twojego bloga i już go kocham :D Wykreowałaś naprawdę wspaniałego Draco :)
    Jeśli będziesz miała chwilę to zapraszam do mnie :
    www.hp-prawdziwahistoria.blogspot.com
    Wiele będzie znaczyła dla mnie Twoja opinia :)
    Dziękuję i życzę weny! :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak Cię nie było, tak Cię nie było. I wracasz. Buch! Wielkie wejście z cudowną miniaturka Dramione. :D
    Kocham takiego Draco. Opiekuńczy, ale dalej przebija się przez jego charakter bycie Ślizgonem. Bardzo fajnie go przedstawiłaś. :3
    Współczuję Hermionie, a Harry'ego to bym udusiła najlepiej. :/
    Podoba mi się. Piękna, bezbłędna miniaturka! :D Zdecydowanie było warto czekać. c;
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Malina. ;)
    http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
    http://pieknie-zlamany.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. jnfjdfhjfhjfh!!!!!!!!!!! To zakończenie to było.... nie wiem co napisać,aż mnie wcięło.
    Jakie "Do widzenia Draco". Gdzie ona sie podziała? Czemu zniknęła?
    Już chcę kolejną część :D Po prostu cudowna miniaturka I love <3

    Kiedy planujesz dodac kolejną część??? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pozostawię to bez komentarza ♦

    ferro-igni-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Stworzyła byś jakieś krótkie opowiadanie Teomione? Proszę? :)

    OdpowiedzUsuń
  13. wielki powrót! świetna miniaturka! pozostaje czekać na drugą część...

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy dodasz druga część??? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo mi się podobała miniaturka! :)) Była świetna! :))
    Czekam na drugą część! :D
    Pozdrawiam
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zapomniałam napisać to, co chciałam :P. ----> Genialny szablon!!! :D

      Usuń
  16. Jejku!!!!!! Świetna miniaturka,naprawdę dawno nie czytałam nic lepszego! Ta cała akcja, wojna i relacja pomiędzy nimi ;* Znakomita, czekam na więcej.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetne to nie moge sie juz doczekac drugiej czesci :) kiedy dodasz???

    Zapraszam do mnie :)
    http://jb-realy-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  18. Zostałaś nominowana do nagrody Liebster Award :) Więcej tutaj: http://milosc-wymaga-poswiecen-dramione.blogspot.com/2015/02/nominacja-do-blog-liebster-award.html
    Czekam na nowy rozdział/miniaturkę <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo fajna miniaturka! Nie za szybko, nie za długo! I ten ostatni fragment! Cudownie jest czasem poczytać coś tak dobrego :D
    Dramione-sila-przeznaczenia.blogspot.com
    Vanillia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Po zaręczynach (+18) cz II

O mnie się nie martw

Po zaręczynach (+18!) cz I